fbpx

Uyuni – La Paz – Copacabana – Isla Del Sol

Przeprawa przez Boliwię z Uyuni przez La Paz – Copacabanę aż na wyspę Isla Del Sol. Godziny w autokarach były warte tych widoków.

Kategoria:

Nocą w La Paz

Po wizycie na południu Boliwii ruszyliśmy w kierunku Copacabany i Jeziora Titicaca. Odcinek do La Paz minął nam bardzo szybko, bo na miejsce dotarliśmy jakieś 2 godziny przed następnym autobusem, co nie było w tym momencie tak dobre dla nas. Wylądowaliśmy o jakiejś 4 nad ranem w La Paz, gdzie po zmierzchu nie jest zbyt bezpiecznie. W tym czasie lepiej unikać zwiedzania miasta nocą, jeśli nie chce się zostać okradzionym.

The Adventure Brew Hostel

Z miejsca gdzie zatrzymał się nasz autokar mieliśmy tylko kawałek do hostelu, w którym wcześniej spaliśmy, więc postanowiliśmy się tam schować. Niestety drzwi wejściowe na noc zamknięte są za blachą. Wygląda to trochę dziwnie, ale jest to chyba bezpieczniejsze dla gości. Nie można sobie tak po prostu wyjść w nocy, ale też nikt tak łatwo sobie w nocy nie wejdzie do hostelu. Postanowiliśmy poczekać przed wejściem.

W nocy jest trochę zimno, więc zrobiliśmy sobie legowisko na jednym ze schodków, chowając się pod wielkim ręcznikiem, ubrani na cebulkę, a i trochę zmarzliśmy. Chcieliśmy znaleźć jakieś inne miejsce do rana, bo nie wiedzieliśmy, o której otworzą hostel. Zapytaliśmy o jakąś wskazówkę kobietę, która akurat przechodziła obok, ale nie zachęciła nas do szukania innej opcji. Powiedziała nam, że lepiej jeśli zostaniemy pod hostelem, który był przy oświetlonej ruchliwej drodze. Ostrzegła nas, że o tej porze jest niebezpiecznie na ulicach, pokazując palcem na jedną z bocznych uliczek, mówiąc że tam zgwałcono jej córkę, więc odpuściliśmy sobie nocne spacery.

Po jakiejś godzinie zjawił się ochroniarz, który uświadomił nas, że mogliśmy użyć przycisku na ścianie, który był dzwonkiem do drzwi i ktoś by nas wpuścił. Chyba mieliśmy zbyt zaspane oczy.

Mimo, że chcieliśmy się tylko ukryć do rana, to obsługa The Adventure Brew Hostel miło nas przywitała i pozwoliła się rozgościć na recepcji. Mogliśmy skorzystać z toalety i podładować telefony. Do tego chłopak, który pilnował hostelu tej nocy, zaproponował nam, że może nas zaprowadzić na autobus. Było jeszcze trochę za wcześnie na odjazd, więc zostaliśmy jeszcze na śniadanie.

Dworzec w La Paz

Po śniadaniu ruszyliśmy na dworzec, aby odebrać bilety na autokar do Copacabany. Jak się okazało, dziwna opłata na dworcu jest tylko w nocy. To chyba przez męty, które się mogą tam w nocy szwendać i np. probować coś skraść podróżnym.

Z La Paz wyjeżdża się dość długo – miasto znajduje się w dolinie, więc trzeba krętymi drogami ruszyć w górę zbocza. Samo centrum stolicy nie przytłacza przepychem, nie widać tam bogactwa jak w stolicach Europy. To co jest na przedmieściach wygląda jeszcze gorzej.

Przeprawa w Tiquina

Część drogi można było się zdrzemnąć, aż do momentu kiedy dotarliśmy do przeprawy promowej w Tiquina, gdzie nasz autokar przepłynął na promie, a my niewielką łódką na drugą stronę.

Znajduje sie tam pchli targ, ale nie mieliśmy wiele czasu na zwiedzanie, więc zaopatrzyliśmy się tylko w parę przekąsek na drogę. Dalej droga prowadziła krętymi drogami z widokiem na jezioro Ticitaca, mijając mieszkańców, pasterzy i malutkie nagrobki na zboczach gór.

Przyjazd do Copacabany

Dotarliśmy wreszcie do Copacabany, z której mieliśmy wyruszyć na Isla Del Sol. Musieliśmy znaleźć jakieś biuro podróży, które sprzedaje kursy statkiem na wyspę. Nie było trudno, bo pierwsze z brzegu, obok miejsca w którym wysiadaliśmy było w porządku. Nie mieliśmy też za dużo czasu na poszukiwania, bo musieliśmy coś zjeść, dotrzeć na wyspę i znaleźć tam nocleg.

W tym momencie kończy się nasz pierwszy dzień w Copacabana – po szybkim obiedzie ruszyliśmy na łódkę płynącą na Wyspę Słońca.

Kolejne zdjęcia w tym wpisie są już z naszego powrotu z wyspy.

Powrót do Copacabany z Isla Del Sol

W tym momencie, jesteśmy już po cudownej wizycie na Isla Del Sol. Wpis z tego co tam zobaczyliśmy, znajdziecie TUTAJ.

Na samym początku byliśmy trochę spłukani. Na wyspę nie zabraliśmy dużo gotówki, ale byliśmy przekonani, że nam wystarczy i faktycznie tak było. W dobrej cenie kupiliśmy 2 pokoje – 2 i 1 jednoosobowe z łazienkami,  trochę przekąsiliśmy, ale bez szaleństw. Na wyspie wszystko jest droższe i paczka krakersów kosztowała chyba 10 zł.

W mieście skorzystaliśmy z bankomatu i ruszyliśmy na obiad, zakupy i zwiedzanie okolicy. Niby taki ciepły kraj, mogłoby się wydawać, ale tutaj kupiliśmy wśród pamiątek ciepłe czapki na powrót do zimnej Europy. Czapki podobno są z wełny alpaki, choć nie jestem do tego przekonany. Mimo to – pamiątka fajna i praktyczna.

Bazylika Matki Boskiej z Jeziora

Na głównym placu trafiliśmy na bazylikę, przez jednych nazywaną, Matki Boskiej z Jeziora lub, jak kto woli, Matki Boskiej Gnomicznej. Copacabana jest znana z tego, że bardzo mocno czci Maryję, więc postanowiliśmy przekonać się jak to wyglada z bliska. 

Katedra, z jej białymi murami na tle pochmurnego nieba, prezentuje się bardzo okazale. Po wejściu do środka, pierwsze, co rzuca się w oczy, to ołtarz z wizerunkiem Matki Boskiej, cały ze złota, przystrojony kwiatami. W środku nie można robić zdjęć, ale zakładam, że chodzi o hałas i błysk fleszy, więc zostałem z moim Olympusem w trybie cichej migawki. Udaliśmy się dalej, do kaplicy w której był zamontowany zlew – nie mam pojęcia po co. Trafiliśmy też na specjalne boksy do spowiedzi i posąg Jezusa w złotej sukni.

Jak w całym Peru i Boliwii, kwitnie handel uliczny. Myślałem, że już nas wiele nie zaskoczy, okazało się jednak, że nawet tutaj, przed drzwiami do katedry trafimy na stoisko z papierem toaletowym. U nas byłoby to nie do pomyślenia, ale tutaj potrzeb ludzkich nikt nie lekceważy. Miasto znajduje się na wysokości 3 841 m n.p.m. i może się zdarzyć, że ktoś będzie miał kłopoty…

Kaplica Świec

Za kościołem znaleźliśmy jeszcze jedną kaplicę, przed którą stał pomnik modlącej się rodziny, zwróconej w kierunku katedry. Obok pomnika stały sklepiki ze świecami. W środku odkryliśmy kaplicę świec, w której można było zapalić swoją swięcę w czyjejś intencji.

Święcenie samochodów w Copacabanie

Zaraz po wizycie w kaplicy wróciliśmy w kierunku głównego placu przed katedrą, a tam zaskoczyła nas kolejna atrakcja. Na placu pojawiło się kilkadziesiąt samochodów prywatnych i taksówek, które były gotowe do święcenia przez młodego księdza. Wszystko wygląda o wiele ciekawiej niż u nas. Samochody były ozdobione, mniej lub bardziej, kwiatami. Na niektórych z nich można było zobaczyć nawet małe ołtarzyki.

Ludzie otwierali maski samochodów, ksiądz kropił je wodą świeconą, a potem całe rodziny robiły sobie wspólne zdjęcie przy samochodzie z panem, który wyglądał na fotoreportera z lokalnej gazety.

Zwiedzanie miasta, parku i portu

Później poszliśmy na lody i zwiedzić jeszcze trochę miasta, zanim ruszymy w dalszą drogę do Peru i Arequipy.


Podobał Ci się ten wpis?

Jeśli tak, to możesz wesprzeć mnie małą lub dużą kawką, która pomoże mi w tworzeniu kolejny wpisów jak ten, lub podobnych. Każdy wpis, to godziny poszukiwania, sprawdzanie informacji i pisanie tekstów. Bardzo pomocna jest wtedy dobra kawka, która pomaga mi tworzyć dla Was te treści.

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Zobacz również


Dodaj komentarz

Cześć, tu Marcin! 

Chcesz być na bieżąco z wpisami na Urbanflavour.pl?

Zapisz się na Newsletter

Fotograf eventowy - Marcin Krokowski