Po kilku godzinach lotu z Madrytu wylądowaliśmy w Limie, stolicy Peru. Lima to miasto na zachodzie kraju nad oceanem spokojnym. Lot liniami AirEuropa był bardzo przyjemny. Jeszcze nie miałem okazji lecieć tak wielkim samolotem. Na pokładzie 9 rzędów siedzeń, kilka łazienek, ekrany, na których można obejrzeć nowości filmowe, seriale, ksiąźki lub posłuchać muzyki. Podczas lotu każdy dostał świeży kocyk i poduszkę oraz dwa ciepłe posiłki – bajka. Można nawet było prosić o napoje, w tym wino, które szybko się kończyło.
Nocleg w Limie
Nasz nocleg zaklepaliśmy w dzielnicy Miraflores, ponieważ jest to o wiele bezpieczniejsza dzielnica niż centrum i okolice lotniska, gdzie podobno często dochodzi do porwań i napadów, a my nie lubimy być okradani i napadani. Do tego jest to też ładniejsza dzielnica niż samo centrum, które jest ciągle w budowie. To już tutaj zobaczymy, że w Peru wiele budynków jest wiecznie niedokończonych. Nasz był bardzo ładny na wejściu, w środku znośny, ale ważne, że było gdzie spać.
Warto wiedzieć, że przed wylotem powinniśmy mieć już zaklepany pierwszy nocleg.
Miraflores – bezpieczna dzielnica
Pierwsze co wpadło mi w oczy to mnóstwo starych i ciekawych aut na ulicach. Każdego dnia można tu spotkać po kilka garbusów. Nawet po pewnym czasie zastanawiałem się czy nie będę miał osobnej galerii z Garbusami. ? Co ciekawe, mam wrażenie, że tutaj aż tak bardzo nie przywiązują uwagi do stanu technicznego auta. Niektóre ciężarówki, które woziły tam jakiś złom, wyglądały gorzej niż ich ładunek. Trochę jak w MadMaxie, ale było też kilka pięknych amerykańskich aut, które olśniewały swoim wyglądem. Lubię taki kontrast, a nie jak u nas, wszędzie fordy mondeo, fiaty panda, ople astry, a szczytem motoryzacji porsche w leasingu. Nie jaram się motoryzacją, ale to co zobaczyłem, po prostu mnie zachwyciło. Miałem ochotę zabrać jeden z nich do domu.
Życzliwi mieszkańcy Peru
Na samym początku mieliśmy mały problem ze znalezieniem odpowiedniej drogi z mapką, którą dostaliśmy w hostelu. Ludzie byli tu bardzo pomocni. I często trafialiśmy na panów, którzy siedzieli gdzieś na ulicy, albo w budce i pilnowali osiedla. Nie wiem, czy to ich stała praca, ale ja bym umarł z nudów, siedząc takbna rogu. Niestety, czasem zdarzało się tak, że ktoś chcąc nam pomóc nie wiedział sam gdzie się znajduje, przez co kilka razy musieliśmy zmieniać kierunek.
Kocia świątynia w Peru
W dzielnicy Miraflores warto odwiedzić park Kennedyego, w którym znajduje się koci raj. Można spotkać tu mnóstwo kotów, które wylegują się na trawie, są stale dokarmiane i, podobno, mają tam swojego weterynarza. Koty są bezpańskie, ale mają się tam dobrze. Jeśli ktoś by chciał, może też jakiegoś przygarnąć, bo raczej będzie ich coraz więcej niż mniej. If you now what i mean. ?
Transport w Limie
Poruszając się po Limie mamy do wyboru kilka opcji transportu. Jednak musimy na nie spojrzeć trochę z innej strony.
Taksówki
Wydawać by się mogło, że to drogi środek transportu, ale mimo to warto z nich korzystać. Ceny mogą się naprawdę sporo różnić i zamiast korzystać z pierwszej lepszej, warto zorientować się ile możemy wynegocjować. Możemy podejść do 4-5 taksówek i zaproponować swoją stawkę, a okaże się, że czasem pojedziemy za połowę, albo 1/3 ceny. Kto pyta nie błądzi. Za przejazd z Miraflores lub Barranco do lotniska możemy zapłacić 40-60 sol, chociaż może dałoby radę wytargować jeszcze lepszą stawkę. Warto też zwrócić uwagę czy samochód ma odpowiednie oznaczenia, a kierowca licencję.
Taksówką z lotniska
Na samym lotnisku powinniśmy być najbardziej wyczuleni na to gdzie wsiadamy, bo tam jest to najbardziej ryzykowne. Wysiadając na lotnisku z międzynarodowego połączenia będą czekać na nas stoiska największych korporacji z tą samą ceną – 60 sol. Na lotach narodowych widziałem, że podają już stawkę 40 soli. Jeśli chce nam się trochę kombinować, możemy po prostu zrobić sobie mały spacer z dala od lotniska i tam poszukać tańszej taksówki. Ciężko jest wynegocjować lepszą stawkę, np. 30 soli za przejazd do Miraflores spod terminali.
Trzeba zwrócić też uwagę na pseudo-taksówki, czyli zwykłe osobówki, które chcą nas podwieźć i trochę dorobić. W Peru normalne jest to, że ktoś w samochodzie wozi zółty kogucik z napisem TAXI i stawia go na dachu, albo na desce rozdzielczej. Jednak nie mają numerów i oznaczeń nadanych przez odpowiedni urząd, a kierowca nie posiada legitymacji ze zdjęciem (powinien mieć ją na smyczce). Czasem możemy pojechać znacznie taniej, ale tutaj nie mamy pewności, kto nas wiezie. Idąc po ulicach miasta, prawie co chwilę ktoś obok nas zwalnia, trąbi i zachęca do podwózki. Jednak, jako turyści, powinnismy uważać na takie okazje, ponieważ jesteśmy łakomym kąskiem dla rabusiów, którzy wywożą turystów za miasto, zabierają im cenne rzeczy i wymuszają podanie PIN-u do karty płatniczej.
Busy
Najtańszą opcją są jednak autobusy, z tym, że tutaj nie jest z nimi tak łatwo jak w Polsce. Niby mają swoje numery, ale nie są wyraźnie oznaczone. Częściej jest informacja o tym gdzie dany autobus jedzie. Nie ma tutaj też typowych dla nas przystanków, gdzie możemy podejść, sprawdzić rozkład i czekać na wybranego busa. Mimo to, mają wyznaczone trasy, które mieszkańcy zwykle znają i podobno nawet są dostępne w internecie.
Mimo, że nie ma przystanków, nie jest to wielki problem, ponieważ w każdym busie pracują dwie osoby. Kierowca oraz naganiacz, który wypatruje ludzi chętnych na przejazd i informuje ich o trasie i cenie przejazdu. Możemy pomachać do takiego busika i spytać czy jedzie w kierunku, do którego zmierzamy. Wtedy albo wsiadamy, albo żegnamy się i łapiemy kolejny. Wysiadanie też jest fajnie rozwiązane, bo po prostu zgłaszamy to kierowcy czy jego pomocnika i wyskakujemy w dowolnym miejscu, a autobus jedzie dalej. Dzięki temu wszystko przebiega szybko i sprawnie.
Autobusy potrafią kosztować 1-3 sol za przejazd od osoby, ale nie są to ceny ostateczne. Często mieszkańcy dają za przejazd „co łaska” – np. 1 sol, zamiast 1,3 z cennika, który gdzieś tam sobie wisi, bo uważają, że tyle według nich jest w porządku. Ciekawe czy też dojdziemy do takiego momentu, że jadąc w Warszawie autobusem nie będziemy musieli kasować biletu 20 minutowego, żeby nie dostać wezwania do zapłaty od kanara, bo akurat źle trafimy. Byłoby milej.
Jeśli chcemy dotrzeć w konkretne miejsce w kilka osób, możemy spokojnie znaleźć taksówkę za 7-15 soli i podzielić to na 3-4 osoby.
Buspasy
Ciekawym rozwiązaniem są też buspasy, które, w odróżnieniu od naszych, znajdują się po wewnętrznej części drogi, gdzie mamy przystanki ze specjalnymi pomostami do wsiadania. Sam buspas jest tak oddzielony (pomarańczowe pasy na drugim zdjęciu z drogą), że żaden cwaniak nie podjedzie sobie nim kawałek (no, może jakaś terenówka przejedzie bez problemu).
Stare samochody w Limie
Jeśli jesteśmy przy transporcie. To jedną z rzeczy które utkwiły mi w pamięci byłī stare samochody które były w lepszym lub gorszym stanie, na ulicach tego miasta. W dużej części przeważały tam stare Volkswageny Beetle w lepszym lub gorszym stanie. Niektóre auta miałem ochotę zabrać ze sobą, wracając do Polski.
Mój ulubiony
Człowiek kantor
Na ulicach Peru bardzo często można spotkać kogoś kto będzie nam oferował wymianę pieniędzy od ręki. Bywa tak, że kurs u kogoś takiego jest lepszy niż w banku. Trzeba tylko uważać, czy są to osoby, które legalnie wykonują takiej wymiany i nie próbują nam wcisnąć podrobionych banknotów.
Szczególnie warto zwrócić uwagę czy pieniądze nie są pomazane, brudne, nie mają przetarć, postrzępionych krawędzi lub czy nie są gdzieś naderwane. Może się tak zdarzyć, że nie bedą chcieli przyjąć od nas takich pieniędzy, więc warto zadbać o to, aby się nie zniszczyły.
Na zdjęciu poniżej Pan, który wymienił nam sporo gotówki i nie mieliśmy z nią żadnych problemów – polecam tego allegrowicza.
Bryza znad Oceanu
Ciekawym zjawiskiem w Limie jest bryza, która unosi się znad oceanu w stronę wybrzeża. Mleczna mgiełka próbuje przebić się przez wysokie budynki, które wznoszą się nad wybrzeżem. Co ciekawe – mimo, że pogoda wygląda przez to na pochmurną, to jednak słonce nadal tu dociera i bardzo łatwo spiec się na słońcu nie czując tego. Warto więc zaopatrzyć się w dobry krem z filtrem.
Uliczne stoiska z jedzeniem
Na mieście częściej niż na małe sklepiki będziemy trafiać na stoiska z jedzeniem i napojami. Czasem znajdziemy tam też artykuły papiernicze, np. papier toaletowy.
Przy jednym z takich stoisk udało nam się spróbować lokalnych owoców, a miły starszy pan, który je sprzedawał pomagał nam niektóre z nich przygotować do spożycia.
Poza tym można spotkać również specjalne rowerki z lodówką, z których sprzedawane są lody. Jest ich naprawdę sporo. Trafić też można na sprzedawców, którzy noszą ze sobą pamiątki i sami zaczepiają.
Park zakochanych
Jednym z ciekawych miejsc nad oceanem które warto odwiedzić jest park zakochanych. Podobno najbardziej romantyczne miejsce w całym mieście. Sami oceńcie.
Park del Amor de Miraflores
Barranco – dzielnica artystów
Na koniec dnia zostawiliśmy sobie hipsterską dzielnicę na południu Limy. Mamy tam muzeum elektryczności, gdzie spotkamy odrestaurowany jeden z wagonów kolejki, która jeździła kiedyś po stolicy. Idąc dalej trafimy na most westchnień, na którym podobno spełniają się marzenia, tylko jest jeden warunek – musimy mocno pomyśleć nad tym czego chcemy a następnie wstrzymać oddech i przejść tak cały most – wtedy życzenie na pewno się spełni!
Przy samym moście zobaczymy świetne murale i sporo sprzedawców pamiątek. Niektórzy są lekko upaleni, grają na gitarze i kręcą ozdobne sznureczki na nadgarstek. W tym miejscu mamy też sporo kawiarni i restauracji, w których możemy zjeść słynną ceviche (sałatka z owoców morza). Przy tych restauracjach mamy piękny widok na zachód słońca, więc warto wpaść tam na wieczorną kolację. My jednak jedliśmy już trochę wcześniej, więc wybraliśmy się kawałek dalej w kierunku domu na jeden z klifów.
Plac świętego krzyża z Barranco
Zachód słońca w Limie
Jeśli chcecie zobaczyć zachód słońca w Limie, to Dzielnica Barranco jest jednym z lepszych wyborów, podobnie jak Park Zakochanych ponieważ oba miejsca znajdują się nad oceanem nad którym mamy idealny widok.
Lot z Limy do La Paz
Po krótkiej nocy zebraliśmy się o świcie, aby ruszyć do stolicy Boliwii – La Paz. Prawie nam się to nie udało, bo przy odprawie dowiedzieliśmy się, że przed wylotem trzeba okazać bilet powrotny do Peru. Co przysporzyło nam trochę kłopotów, ponieważ mieliśmy problem z wykupieniem i opłaceniem ich tego dnia. Musieliśmy to zrobić z telefonu, gdzie internet był ograniczony na jakieś 30-60 min, a już wcześniej trochę go wykorzystaliśmy. Z tym samym problemem spotkał się chłopak ze Szwecji, który leciał odwiedzić kolegę.
Udaliśmy się do informacji turystycznej, gdzie chcieliśmy dokonać zakupu z laptopa pani, która tam pracuje, ale też były jakieś problemy, więc poszliśmy do kawiarni udawać, że coś zamawiamy, bo za 10 minut mieliśmy wylot. Jakoś udało nam się zamówić bilety z mojego telefonu dla naszej trójki oraz chłopaka, który zmagał się z tym samym problemem, co my. Mimo to, ledwo co nas przepuścili, ponieważ dostaliśmy tylko informację, że zamówienie jest przetwarzane a bilet dotrze za jakiś czas na nasze adresy email. Na szczęście pan na odprawie był tak miły, że to zaakceptował. A mogliśmy nie wylecieć z Limy i stracić bilety.
Więc pamiętajcie, żeby przed wylotem do innego kraju kupić wcześniej bilety powrotne, a czasem i nocleg (tak było przy wylocie z Europy do Peru).